„Życie jest za krótkie, żeby było małe.” Benjamin Disraeli
Wciąż dźwięczy mi to zdanie w uszach. Chciałabym jednak zapytać Was, czy robicie wszystko by przeżyć życie najlepiej jak się da? Dawniej ze znajomymi nieustannie powtarzaliśmy slogan „Na maksa i do spodu.” Teraz bardziej świadomie podchodzę do życia i rozumiem sens tych słów. Fenomen ludzkiego życia; jesteś dzieckiem- chcesz być dorosłym, podejmować samodzielnie decyzje, być niezależnym, niekontrolowanym. Jesteś dorosłym- chcesz być dzieckiem, beztroskim, bez problemów, nie martwiącym się o ubrania, zbędne kilogramy. Dzieckiem mogącym wytarzać się w śniegu i nikt nie powie do Ciebie „Jak dziecko”, „Tobie nie wypada”.
Pracując z dziećmi, każdego dnia mam okazję zobaczyć bezinteresowną pomoc między nimi. Pomoc, która przechodzi w bezgraniczną radość z małych rzeczy oraz czystość i szczerość słów. Prawdą jest, że to my powinniśmy uczyć się od nich. Uczyć się prostoty.
Swego czasu na moim profilu na Instagramie @celebrujac_zycie wspomniałam o zmartwieniach, które zabierają większość naszej codzienności. Zmartwieniach, które sprawiają, że tak naprawdę nie umiemy cieszyć się. Cieszyć się i doceniać właśnie tych „małych rzeczy”, o których ostatnio tak głośno. Sama osobiście podczas dłuższego czasu wolnego, zrobiłam sobie „swój mały research”. I możecie wierzyć, bądź nie, ale o wiele łatwiej się piszę. Łatwiej się pisze do Was, yeah- żyjmy pozytywnie, bez zmartwień, smutków, problemów. Ale to jest życie, ono składa się właśnie z tych kolorowych i czarno-białych barw, dzięki którym to wszystko możemy dostrzec. Zgadzam się ze słowami „Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.” pochodzącymi z książki pt. „Mały Książę” Antoine’a de Saint-Exupéry’ego.
Upadki się zdarzają.
Upadłam. Przyznaje, że sama osobiście o tym wszystkim zapomniałam/ zapominam. Zapominam o radości, wdzięczności, nadziei oraz o tym, że dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. Bo ciągle narzekam, że pracy za dużo, zdrowie nie to, życie takie, a nie inne- chcę wszystkiego na już „tu i teraz”. Człowiek się na tym łapie. Bardzo szybko się łapie, że jak tradycyjny „polak”, tylko narzeka i narzeka. Bo tak trzeba. Nie. Nic NIE trzeba. Ostatni czas w górach spotęgował moje narzekanie.
Dzielę się z Wami tym, dlatego żebyście zobaczyli pewną rzecz. Zobaczyli, że mnie jako osobie zawsze uśmiechniętej i mogłoby się wydawać, zawsze pozytywnie nastawionej do życia, zdarzają się takie „beznadziejne sytuacje” a bardziej nastroje, bo inaczej nazwać tego nie można. Zazwyczaj zwalam je wszystkie na jedno- przecież to przez chorobę, która „niszczy” cały organizm. Potem jednak dochodzę do wniosków, że w porządku jestem chora, nie zawsze mam tyle samo sił, nie zawsze mam tak dobry nastrój, nie zawsze jestem pełną w siłę optymistką i dobrze. Daję sobie czas na tą słabość dzień, dwa, trzy, ale później zdaję sobie sprawę, że tak naprawdę przecież to ode mnie zależy co z tym zrobię. Czy dam sobie 2-3 dni spokoju, wycofam się i wezmę się w garść czy będę tkwić w tym przekonaniu zwalając, że przecież to choroba- to mogę. Osoby borykające się z różnego rodzaju trudnościami wiedzą o czym mówię. Każdego rodzaju trudności uczą pokory, a z drugiej strony sił- bo wszystko wymaga dużo czasu, pracy i serca.
Wymówki- co z tym zrobić ?
Szukamy wymówek. My, nie tylko Wy- ja również. Szukamy wymówek- rozkładamy zmartwienia na milion małych elementarnych cząsteczek zmartwień i tak robimy ciągle. Dlatego ja osobiście- chcę się uczyć. Chce się uczyć, że nie warto zaprzątać sobie głowy. Wystarczy tylko, albo aż zaufać i wnosić więcej radości. Bardzo często wracam do fragmentu z książki „Jak przestać się martwić i zacząć żyć” Dale Carnegie;
„Czyż nie jesteśmy jak ten leśny gigant? Czy nie udaje nam się jakoś przetrwać rzadkich sztormów, lawin i piorunów, które niesie życie. I pozwolić w końcu, aby robaczki zmartwień zjadały nasze serca- małe robaki, które moglibyśmy rozgnieść palcami ? „
Same zobaczcie, coś w tym jest prawda ? Wiecie co mnie pomaga w chwili takiego jak ja to nazywam „podłego nastroju” ? Mocny trening po górach. Ciężkie podejście pozwala mi zebrać to wszystko, a szczyt pozwala się tego pozbyć i tego się trzymam. I za to dziękuje.
Swoja mała/ duża strefa 😉
Wydaje mi się, że każda z nas powinna mieć takie swoje małe/ duże pole do pozbycia się tego co siedzi w Nas, wewnątrz. Czasem po prostu wystarczy uklęknąć i wziąć oddech. Jak każdy, ja również- mam swoje mniejsze i większe chwile słabości. Mam jednak świadomość, że wiele w tych słabościach zależy od NIEGO. Dlatego czasem wystarczy po prostu zaufać.