Szukaj
Close this search box.

Powrót i…sztuka bycia ze sobą

 Witam się z Wami po dłuuugiej przerwie z pięknego miejsca, które jest dla mnie moją małą- wielką arkadią. Arkadią do której chce się wracać, w której chce się spędzać czas. I wiesz.. bardzo mi jej brakowało. 
Brakowało mi spokojnego oglądania wschodów i zachodów słońca, czasu bez pośpiechu, ciepłej herbaty- którą w końcu, bez pośpiechu udało mi się wypić, długiego snu, letniego powietrza, łąki- która pachnie kwiatami, wielkich pól zbóż, jazdy na rowerze wśród gór, lasów- a przede wszystkim brakowało mi bycia ze sobą.
 
Ile to już minęło ?
Pół roku, było czasem w którym prócz obowiązków, nauki i pracy nie zwracałam uwagi na nic (dosłownie), a z pewnością nie na siebie. A ostatnie dwa miesiące, to czas w którym nie brakowało stresu- goniące terminy, problemy zdrowotne, brak czasu na normalne posiłki. Bieg, bieg, bieg. Jedno goniło drugie. Pewnie doskonale znacie momenty, gdzie w jednej chwili jak się „sypie”, tak od razu wszystko na raz- żebyście nie myślały, że u mnie zawsze wszystko jest w barwach różu, niczym obraz zza różowych okularów.
30.06 To dzień, w którym spełniłam jedno ze swoich maleńkich marzeń, które dawniej wydawały się tylko i wyłącznie fikcją. To dzień, w którym oficjalnie skończyłam I stopień Pedagogiki na Uniwersytecie.  Pewnie nie do końca wszyscy jesteście świadomi jak dużo czasu, stresu, życia człowiek poświęca na dążenie do czegoś, co sam sobie „wymarzył”. Dla mnie trzy lata studiów, to czas przepełniony ogromną determinacją, mobilizacją, siłą, mnóstwem godzin „w drodze”.
 
Czas. 🙂

Czas, który nie zawsze należał do tych najwspanialszych, który nie raz przepełniony był bezradnością,  brakiem wiary we własne siły i możliwości, brakiem- spokojnego czasu z rodziną, z przyjaciółmi, ze znajomymi. Teraz z perspektywy czasu wiem, że mimo wszystko, chciałam być w tym wszystkim sobą.  Mimo trudów, nieprzespanych nocy i nauki o 4 nad ranem- nie byłam w stanie zrezygnować choćby nawet z Oazy. Z czegoś co w dużej mierze ukształtowało mnie i moje patrzenie na wiele aspektów w życiu. Nieświadoma w tym natłoku obowiązków, pomimo tych drobnych rzeczy- zapominałam o sobie. 

Zapytacie mnie o złotą radę, jak to wszystko „ogarnąć”.  Hmm…Mam jedną! „Załóż wygodne buty, bo masz jeszcze dużo do przejścia” – Święty Jan Paweł II miał rację. 😊
 
Dzisiaj jestem szczęśliwa. Jestem szczęśliwa budząc się każdego ranka i spoglądając na półkę, widzę oprawioną pracę. Pracę, która kosztowała mnie tak wiele, a dała jeszcze więcej. Jestem szczęśliwa patrząc na stos książek, które obiecałam sobie przeczytać na WAKACJACH iii nareszcie mogę to zrobić. 💫
Dlaczego tyle szczęścia ? 
Jestem szczęśliwa wychodząc rano na spacer z moją księżniczką na czterech łapach- patrząc na jej radość, że może biegać po trawach, które są wyższe od niej samej. 😀 Pomimo, że skończyłam dany etap nauki, uczę się nadal.  W tym momencie, uczę się ważnej sztuki.
Sztuka- o co chodzi ? 
Sztuki bycia ze sobą- sama ze sobą. Przez okres studiów, rzadko miewałam momenty podczas których mogłam pobyć ze sobą. I nie chodzi tutaj o życie w wielkiej samotności, w totalnej izolacji od świata, przyjaciół czy znajomych. Chodzi tutaj po prostu o spędzanie czasu ze sobą, o akceptowanie swoich niedoskonałości, wad, wszystkich niekoniecznie pozytywnych emocji, o radzenie sobie z nimi. Sztuka bycia ze sobą, polega przede wszystkim na polubieniu siebie taką, jaką zostałyśmy stworzone.  Już kiedyś o tym pisałam i pewnie pisać będę jeszcze niejednokrotnie. 
Prosty przykład- Stanęłam dzisiaj przed lustrem, całkiem „full natural.” Bez makijażu, w koczku, który upięty został na opak, w spodenkach i luźnym topie.  Stanęłam przed lustrem i powiedziałam sama do siebie- lubię siebie, taką jaką jestem.  Wiecie jak dużo mnie to kosztowało? 
 
Co było kiedyś ?
Dawniej, w życiu bym tego nie zrobiła, a tym bardziej nie zaakceptowałabym siebie w takiej wersji.  Dzisiaj, jestem wdzięczna z tego, do czego w pewnym stopniu doszłam, co zobaczyłam, a przede wszystkim, że uczę się żyć ze sobą.! 💛 I muszę Wam powiedzieć, że całkiem fajne jest to życie w pełnej akceptacji siebie.  Pisząc dla Was ten wpis- popijam spokojnie zieloną, CIEPŁĄ (haha) herbatę, jem najlepszą czekoladę pod słońcem i łapie witaminę D, korzystając z ciepłych promieni słonecznych. Iiii być może dla kogoś to nie będzie coś nieidealnego, ale dla mnie to coś NAJLEPSZEGO. I powyższe słowa bieg, bieg, bieg, zastępuje na żyj, żyj, żyj. 💥💟
A właściwie dlaczego o tym mówisz ?
Piszę Wam o tym dlatego, byście same mogły zobaczyć w Waszym życiu coś, co być może jest na wyciągnięcie ręki, tylko same udajecie, że tego nie widzicie..  I proszę Was o jedno- przede wszystkim zauważcie siebie. Wiem, jak Wam tego brakuje. Brakuje akceptacji siebie. Dzisiaj… masz szansę to zmienić. Podejmiesz się? Trzymam kciuki za każdą z Was. 😇
 
„Jeśli nie pokochamy siebie, nie można się dziwić, że nie znajdujemy osoby, która będzie nas szczerze, bezinteresownie kochać.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.

Zapisz się do newslettera

chmura tagów

Dołącz do newslettera